piątek, 22 lipca 2016

Świerszczyki, filmy erotyczne na kasetach VHS, fotki na dyskietkach i niemieckie pornole
Bez internetu, czyli erotyka w latach 90. [długi i nieerotyczny felieton erotyczny]

Dwudziesty pierwszy wiek. Włączasz komputer, tablet lub telefon i do dyspozycji masz miliardy erotycznych zdjęć, miliony filmów erotycznych i tysiące opowiadań erotycznych. Dostęp do erotyki w obecnych czasach sprowadza się do włączenia urządzenia, siedzenia na fotelu i zabawy cipką lub penisem. A ja chcę opowiedzieć wam jak to wyglądało w czasach naszej młodości i skupię się na latach dziewięćdziesiątych. Pewnie starsi czytelnicy... ale to zabrzmiało, nie? Starsi czytelnicy, staruchy, nie przekroczyliście czterdziestki, a ten mówi starsi czytelnicy. Tekst będzie najbardziej zrozumiały dla tej grupy wiekowej, ponieważ wszyscy to przeżyliśmy. Młodsi od nas dowiedzą się czegoś nowego.

Dla wszelkiej poprawności prawnej, politycznej i etycznej przyjmijmy, że młody Pacjent i młoda Pielęgniarka mieli już osiemnaście lat, bowiem dopiero w takim wieku można legalnie oglądać treści erotyczne. Ale życie bywa przewrotne. Fascynację erotyką, własnym ciałem rozpoczyna się o wiele wcześniej. Taka jest natura i tego nie pokonamy. Dlatego nieoficjalnie napiszę, że ja kojarzę rozmowy z rówieśnikami na te tematy już w okolicy 4-5 klasy podstawówki. Pierwsze świerszczyki wykradzione starszym braciom, pierwsze rozmowy o cyckach, no i hasło jednego z kolegów, po którym zapadła cisza a nasze gęby opadły do ziemi - a wiecie, że dziewczyny mają miesiączkę? Jeśli mają to gdzie ją noszą?

Felieton opowie o pornosach na kasetach wideo, zdjęciach erotycznych przenoszonych na dyskietkach, świerszczykach i zapałkach kupowanych w kioskach dla starszego brata. Nie było internetu, rodzice zabraniali, a my i tak zdobywaliśmy materiały erotyczne i edukacyjne. I nikt z nas nie zaszedł w ciążę jako nastolatek. Takie to były czasy... Jesteśmy dorośli, ale nadal się bawimy - tylko zabawki się zmieniły. Uwaga - tekst opowiada o erotyce, ale nie jest erotyczny i nie podnieca.


Opisuję czasy, gdy moja Pielęgniarka była bardzo młoda i żyła sobie gdzieś tam za górami i za lasami, a ja żyłem w swoim świecie. Jeszcze o sobie nie wiedzieliśmy, nie mieliśmy pojęcia że będziemy razem, nawet nie wiedzieliśmy że kiedyś stworzymy blog erotyczny, a tak w ogóle to były czasy, gdy dziewczyna to był twój wróg! Chłopaki trzymali się razem, a dziewczyny razem.

Zacznę od czasów bez elektroniki. W domu był jeden telewizor, ze 3 kanały telewizyjne, nie było komputerów (były w sklepie, cholernie drogie), telefonów komórkowych i internetu. Czasy, w których nie wszyscy mieli telefon stacjonarny a jedynym komputerem w domu był Commodore C64 na kasety magnetofonowe. O erotyce w formie cyfrowej nawet nikt nie marzył, jak mniemam nawet nikt nie pomyślał, że w komputerze można mieć gołe baby

Do dziś pamiętam scenę przed lekcją języka polskiego, to była 4 klasa podstawówki, staliśmy we czwórkę na przerwie, gdy jeden z kolegów (imię pamiętam, ale nie powiem) wypowiedział zdanie: a wiecie, że dziewczyny mają miesiączkę? Szczęki nam opadły, w głowach zakręciło się, ponieważ kobietom z pupy leje się krew i nie umierają. I tyle wiedzieliśmy. Obecnie każdy wyciągnąłby smartfon, wstukał w Google miesiączka i przeczytał o co chodzi. W czasach analogowych do dyspozycji były tylko książki - których i tak nikt by nam nie wypożyczył oraz rodzice.

- Tatooooo, a co to jest miesiączka?!? - zapytał bardzo, bardzo, bardzo młody Pacjent.
- Zapytaj mamy - odpowiedział.
- Maaaaamooooo - a co to jest miesiączka, i czy ty też masz, i leje się krew?
- Lekcje już odrobiłeś na jutro?

I na tym rozmowa się skończyła. Dopiero babcia wyjaśniła w tak pokrętny sposób, że zaspokoiła ciekawość młodego człowieka i zakończyła temat na podpaskach lub wacie wkładanej w majtki. Ale nie będę pisał o menstruacji, w końcu blog erotyczny ma inne zadanie.

Jedynym źródłem erotyki były dla nas czasopisma erotyczne, nazywane świerszczykami. Ale tu pojawia się problem. W internecie każda strona erotyczna ma okienko, w którym potwierdzasz, że jesteś pełnoletni. Nasz blog erotyczny również. Powiedzmy sobie szczerze - każdy kliknie tak niezależnie od stanu faktycznego. Natomiast my, i to miało miejsce w okolicy 7 klasy podstawówki, mieliśmy dziesiątki podchodów do kiosków i sklepów z prasą. Większość nieudana. Kasjerka spoglądała z politowaniem i zadawała pytanie retoryczne o pełnoletność. Następnie ze skwaszoną miną trzeba było odłożyć gazetkę na stojak. 

Dopiero za pięćdziesiątym ósmym razem mnie udało się kupić Twój weekend a kumplowi Cats. Co to była za radość! Włożyliśmy gazetki do plecaków i z wypiekami na twarzy pobiegliśmy do szkoły. Do dziś pamiętam, jak nie mogłem skupić się na lekcjach i tylko myślałem by wrócić do swojego pokoju i popatrzeć na gołe baby

Wcześniej widziałem playboya. Tyle nagich kobiet w jednej gazecie. A to były czasy, gdy ogolona cipka nie była zbyt popularna. Królowały większe lub mniejsze fryzury intymne. Możecie sobie wyobrazić jakie zdziwienie malowało się na mojej twarzy, gdy zobaczyłem co jest pod włosami. Cipka, jakieś dziwne nacięte miejsce zamiast siusiaka. To musiało być przed lekcjami z wychowania seksualnego, ponieważ kolejnym zdziwieniem było to tam jest jeszcze jakaś dziura?! Możecie się z tego śmiać, ale w tamtych gazetkach nie było takich zdjęć jak teraz. To były akty i nikt nie widział rozchylonych nóg, czy rozchylonych warg sromowych albo aparatu fotograficznego (niemal) w pochwie.

Teraz trochę przeskoczę w czasie i opowiem o zadziwiających urządzeniach elektronicznych - satelicie i magnetowidzie. Dla mnie to był koniec ery gazetek erotycznych. Filmy erotyczne trafiły pod strzechę, ale jeśli myślisz, że dostęp do penisów i cipek był łatwiejszy, to jesteś w błędzie. Powód jest jeden - w domu był jeden telewizor, który stał w salonie. Tam był magnetowid i tuner satelitarny. A każdy szmer w domu budził rodziców, którzy sprawdzali co się dzieje.

Myślisz, że Rambo albo Solid Snake muszą być cicho i skradać się do celu? To jak wam powiem, że Rambo i James Bond to pierdoły i amatorzy, w porównaniu z nastolatkiem żyjącym w latach dziewięćdziesiątych, który chce popatrzeć na cipki.

Dla nas satelita to było objawienie. Jakby wynaleziono koło. Wyobraź sobie, że przed satelitą mieliśmy 3 kanały telewizyjne - publiczną jedynkę i dwójkę oraz regionalny. Świetne programy edukacyjne, ale erotyki zero. Aaaaaale satelita to panowie i panie był przełom. Niemieckie kanały nadawały o północy niemieckie pornosy, albo amerykańskie pornosy z niemieckim dubbingiem. Ja, ja, ja, jaaaaaaaaaaaa - krzyczały po niemiecku kobiety. Krzyki dane mi było słyszeć raz, ponieważ filmy oglądało się bez dźwięku. Sam oddech mógł wybudzić rodzica ze snu, a co dopiero krzycząca Niemka.

Zakradałem się do salonu, zamykałem drzwi, od razu ściszałem dźwięk i włączałem Pro7, Sat1 lub RTL i patrzyłem na zabawę. Potem pojawiła się Polonia 1 oraz Polsat. Muszę to przyznać - jestem z pokolenia Polonii 1. To tam zobaczyłem pierwsze anime, to tam dowiedziałem się jaki temperament mają wenezuelskie kobiety z telenowel, to tam oglądałem głupie pokazy telezakupów i tam nadawany był program erotyczny po godzinie 23.

Kochani - mój pokój, mój telewizor (który dostałem, gdy rodzice kupili do salonu nowy), koc na drzwiach i ja siedzący przed małym telewizorem. To było spełnienie marzeń dorastającego mężczyzny. Mogłem oglądać pornosy na Polonii 1. Ryzyko przyłapania było spore, bowiem koc zarzucony na drzwi pokoju w środku nocy... w sumie wygląda dziwnie. To tam zobaczyłem po raz pierwszy filmy erotyczne Pamiętnik czerwonego pantofelka, Dziką orchideę czy serię Emmanuelle. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem ruchomy seks. I to nie jakiś wynaturzony jak w niemieckim pornolu, a prawdziwy seks, namiętność, pożądanie i naturalne westchnienia, w miejsce wyjącej do księżyca Niemki.


Gdzieś pomiędzy zestawem do odbioru stacji satelitarnych a moim telewizorem, w domu pojawił się magnetowid. Ho! ho! to był kolejny genialny wynalazek. Już nie trzeba było czekać do nocy, by zobaczyć filmy. Wystarczyło załatwić kasetę i obejrzeć w wolnej chwili. Cóż, to niestety też nie było proste. Magnetowid stał w salonie, czyli oglądać mogłem tylko w nocy (tak jak satelitę) albo gdy byłem sam w domu. Szczęśliwie się składało, że rodzice pracowali, a ja niekiedy kończyłem lekcje przed południem. To dawało mi trzy godziny wolności. Nikt w tym czasie nie mógł wrócić do domu, nikt nie mógł mnie przyłapać. Wymiana z kolegami kwitła. Każdy miał swoją kasetę wideo (lub dwie) i wymienialiśmy się. Na pewno nie mogliśmy oglądać kilku filmów na dobę, ale w tamtym czasie to nie przeszkadzało. Jeden film na tydzień, a zdarzały się też czasy posuchy, gdy nie mieliśmy nowych filmów.

Dobra, dobra, Pacjencie, a skąd braliście filmy? Ci, którzy mieli magnetowid, a nie odtwarzacz kaset, mieli +100 punktów do respektu na dzielni. Różnica między urządzeniami była jedna - odtwarzacz mógł tylko odtwarzać filmy, a magnetowid nagrywać. Ja miałem +100 do respektu, ponieważ miałem magnetowid z wbudowanym tunerem telewizyjnym. Innymi słowy mogłem nagrywać filmy bez włączania telewizora. W pamięci magnetowidu miałem zaprogramowane kanały, ustawiałem nagrywanie na określoną godzinę (od, do) i kanał, a magnetowid robił swoje, gdy ja spałem. Ale nie mogło obyć się bez przygód. Gdy wyłączono prąd - magnetowid nie nagrywał, gdy wyłączono prąd przed nagrywaniem - kasowały się ustawienia i nic się nie nagrało, gdy przesunęli czas nadawania (bardzo popularne lata temu) - film lub program nie nagrał się w całości. A jeśli miałem kasetę 180 minut, z filmem 120 minut, to zostawało tylko 60 minut na kolejne nagranie. Zazwyczaj połowę programu urywało. I jeszcze rodzice. Gdy ktoś zauważył, że magnetowid (a to głośne urządzenie) nagrywa coś w środku nocy, to z rana czekała mnie poważna rozmowa.

Do tej pory mam moją kasetę z nagranym programem Playboy Calendar Playmates czy coś w tym stylu. Godzinny film pokazujący dwanaście dziewczyn z kalendarza. Nagrałem go pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Fajne dziewczyny, nieco się wypinały i pokazywały cipki. Z chęcią bym go obejrzał, ale nie mam na czym. Pokazałbym mojej pielęgniarce co mnie zachwycało na wiele lat zanim ją poznałem.


Nadal mocno siedzimy w latach dziewięćdziesiątych. Komputery klasy PC w tamtym czasie wchodziły do domostw. Były bardzo drogie. Teraz można kupić tablet za 200 złotych, a wtedy najprostszy komputer stacjonarny z monitorem kosztował z 5000 złotych. Ale wiadomo, nowa technologia miała swoją wysoką cenę. Dlatego bardziej popularna u młodzieży była Amiga. A skoro jest komputer to można wykorzystać go do niecnych celów. Jakich? Czytając blog erotyczny chyba wiesz jakich.

Teraz monitory komputerowe mają rozdzielczość 1920x1080 pikseli. Zdjęcia robione są w jeszcze wyższej. Nie dziwią fotki erotyczne w rozmiarze 6000x4000 pikseli i w 16 milionach kolorów. Wyobraź sobie, że fotki z czasów mojej młodości miały rozmiar 320x240 albo 640x480 (w 256 kolorach) i były powiększone na cały ekran telewizora. Kilka takich można było zmieścić na dyskietce. Większe były, ale wczytywały się np. przez jedną minutę. Rysowały linia po linii na ekranie telewizora. Pewnie dla wielu młodych ludzi zabrzmi to jak dowcip. Niestety, w latach 90. zdjęcia z gołymi babeczkami mogły rysować się na telewizorze nawet kilka minut.

Czasy Amigi 500 zrobiły z nas twardzieli i nauczyły cierpliwości. 512 kilobajtów pamięci operacyjnej, w niej system operacyjny, program do wyświetlania zdjęć i hałasująca dyskietka, z której wczytywało się kilku-kilobajtowe zdjęcie. Często okazywało się, że w połowie wczytywania dyskietka odmówiła współpracy. Albo rodzic wszedł niespodziewanie do pokoju i trzeba było potraktować zasilacz z buta resetując komputer. Zdjęcia erotyczne najczęściej były czarno-białe, w 16 lub 256 kolorach, aby zmniejszyć ich wagę.

A teraz? Wchodzisz na blog erotyczny, w ciągu ułamka sekundy wczytują się opowiadania erotyczne, poradnik który czytasz i mnóstwo zdjęć, miniaturek. Gdyby tę stronę włączyć w latach dziewięćdziesiątych na ówczesnych komputerach, z internetem modemowym, to pewnie wczytywałaby się godzinę. Ale i tak technicznie rzecz biorąc nie wczytałaby się wcale. 

Wymiana dyskietek między posiadaczami Amig kwitła. Każdy kupował sobie paczkę dyskietek (10 sztuk) nagrywał innym to co miał. Nie mieliśmy dwóch stacji dyskietek, więc nie mogliśmy przegrać bezpośrednio. Sam zapis również zajmował długie minuty. Nie chcę wchodzić w zawiłości techniczne, ale przegranie jednej dyskietki z gołymi babami trwało kilka minut.  

Co dobrego znajdowało się na dyskietce? Przykładowo pięć (wow jak dużo), kolorowych (wow, babka w 256 kolorach), dużych (wow, ale i tak mniejszych niż te na naszym blogu) zdjęć. Możliwość zobaczenia różnych dziewczyn, różnych cipek, a trafiały się nawet fotki z masturbacją.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych komputery pc potaniały. Nadal trzeba było dać ze cztery tysiące złotych, ale ja szczęśliwie przeszedłem z konającej Amigi na PC. Komputer o wiele szybszy, z dyskiem twardym (można było składować cipki w katalogach) i z napędem CD podwójnej prędkości. Pojawiła się erotyka na płytach CD. Kochani - to już nie było 0.7 MB dyskietki, a pełne 650 MB na płycie CD wypełnionej po brzegi cipkami i cyckami. Skatalogowane i opisane fotki nagich kobiet. Liczba szła w tysiące z tego co kojarzę. Po raz kolejny zostałem porażony jakością i ilością materiałów erotycznych. Od tego dnia przyczajałem się w sklepach komputerowych by kupić Multimedialny Sex-CD. Panowie w sklepach byli bardziej wyrozumiali i zazwyczaj o wiek nie pytali.

Na giełdzie komputerowej można było kupić składanki z erotyką. Kosztowały od 50 do 100 złotych za treść niewiadomej jakości. Kupowało się w ciemno. W domach nie było nagrywarek CD, ponieważ koszt nagrywarki sięgał 2000 złotych, a jedna czysta płyta CD ze 30-50 zł. A na dodatek nie można było wymieniać się płytami i zgrywać na dysk twardy, ponieważ płyta CD miała 650 MB treści, a dysk twardy 1000 MB pojemności. Ciężkie to były czasy.

Może wejdę nieco w świat internetu. Dostęp był bardzo drogi. Narzekasz na 1GB za 10 zł? Gdy łączyłem się przez modem telefoniczny, dość drogie impulsy naliczane były co minutę. Płaciło się za czas, a nie ściągnięte megabajty. Wystarczyła godzina dziennie przez jeden miesiąc, by rachunek za telefon zelektryzował rodziców. Nie pamiętam dokładnie, ale 10 złotych można było wydać za godzinę w internecie. Możesz powiedzieć - skoro liczy się czas, to szybko wstukuj w wyszukiwarkę co chcesz i ściągaj. Założenie dobre, ale internet przez modem miał prędkość 30 kilobajtów na sekundę (przy dobrym wietrze i odprawianych modłach). Obecnie mój internet jest 4000 razy szybszy! Cztery tysiące razy, a i tak czasem narzekam, że net coś wolno działa.

Nie było czegoś takiego jak wyszukiwarka. Trzeba było znać adres strony. A gdzie znaleźć adres strony ze zdjęciami erotycznymi? W Google, prawda? Ano nie, nie było Google. Adresy przekazywaliśmy sobie w szkole, czasem znalazło się na jakiejś stronie albo były w gazecie. Teraz wystarczy wpisać blog erotyczny pielęgniarka i nasza strona się wyświetla. Podsumowując - kupno płytki z gołymi babami za 100 złotych i tak bardziej się opłacało niż ściąganie treści przez kilka dni. Filmów w internecie nie było. Pojawiały się jakieś zapętlone filmiki w formie czarno-białych gifów wielkości znaczka pocztowego. Bez lupy nie dało się tego oglądać, a za chwilę przyjemności można było zapłacić kilkadziesiąt złotych. 

Zahaczę o grę erotyczną, która zapadła mi w pamięci. Zajmowała jedną dyskietkę i nazywała się Vida X Club. To była przygodówka tekstowa ze zdjęciami. Polegała na flirtowaniu z kobietą, tytułową Vidą, a celem było jej rozebranie. Proste, prawda? W tamtych czasach nic nie było proste. Gra miała w sobie sporo tekstu po angielsku, którego nie rozumieliśmy (w szkołach jeszcze nie uczono angielskiego). Graliśmy po omacku klikając różne opcje. Nie było opisów przejścia gry w gazetach czy internecie. W końcu wspólnymi siłami udało się rozebrać Vidę, która poklepała się po cipce i weszły napisy końcowe. Jakość zdjęć była tragiczna (to nie były filmiki!), momentami wręcz śmieszna, nie rozumieliśmy z gry nic, a modelka była wątpliwej urody. Jednak w tamtym czasie to był rarytas. Nikt nie marudził, gdy z ekranu patrzyła rozpikselowana dziewczyna...